- PiS posiał wiatr, to teraz zbiera burzę – komentowała zmianę władzy w TVP Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO). A zdaniem Jarosława Sellina „parytetowy podział władzy” w mediach
Übersetzung von "kto wiatr sieje, zbiera burzę" in Deutsch . wer Wind sät, wird Sturm ernten ist die Übersetzung von "kto wiatr sieje, zbiera burzę“ in Deutsch. Beispiel übersetzter Satz: Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. ↔ Man erntet, was man gesät hat.
Kto sieje wiatr 1/, ten zbiera burze.2/_2__ :kto? : :__1__2- zdanie nadrzędne1-zdanie podrzędne do 2zdanie przydawki/ przydawkoweGdzie dwóch się bij… violetta2012 violetta2012
Lewicowy premier Włoch Matteo Renzi chciał wzmocnić swoją władze, zasiał wiatr referendum konstytucyjnego będąc pewny wygranej i zebrał burzę porażki i zgilotynowania go jako szefa rządu Italii. Z kolei konserwatywny premier Wielkiej Brytanii zasiał wiatr Brexitu i zebrał burzę pakowania manatek z 10. Downing Street.
Wśród podanych propozycji wybierz przysłowia, które Twoim zdaniem mogą być podsumowaniem bajki. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Mieć głowę w chmurach. Z wielkiej chmury mały deszcz. Człowiek uczy się na błędach. Co ma wisieć, nie utonie. PRZESŁANIE BAJKI.
Na marginesie, ciekawą tezę dotyczącą tego kto może stać za włamaniem (i dlaczego) postawił David Robb. Uważa on, że za atakiem stoją …Chiny, które przygotowując się do negocjacji z Sony Pictures w sprawie współfinansowania części produkcji filmowych, już dawno “zhackowały” firmę w celu pozyskania informacji
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Jak traktować takie zachowanie obywatela, który mówi, że polityk proponował mu "seks oralny"? - Ja traktuję to, jako akt obywatelskiej niezgody na propagowanie nienawiści, na hipokryzję, na wykorzystywanie jako narzędzia politycznego szczucia i podburzania wyborców w odniesieniu do jakiejkolwiek
A jedną z nich jest z pewnością zasada „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”, którą można sparafrazować: „kto sieje zanieczyszczenia, ten zbiera choroby”. Pokazuje to zwiększająca się liczba prac, a kolejną opublikowano na łamach prestiżowego „British Journal of Dermatology”.
Kto sieje RAP, ten zbiera propsy. Te faraony Cheopsy. Na zewnątrz, to w środku mali chłopcy. "A te panny co żrą dropsy", to małe dziewczynki wewnątrz. Dziś widzę to na pewno! Już się nie boję cały jestem na zewnątrz. Chodź oczu mam troje, to widzi świat tylko jedno. Nocą nie marznę, choć nie pali się drewno.
“Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Język debaty publicznej, hejt i brutalność w naszym otoczeniu odbija się bezwzględnie na najsłabszych. Fala przemocy wśród nastolatków jest wstrząsająca. Przeraża liczba prób samobójczych wśród dzieci. To my, dorośli, zrobiliśmy im taki świat.”
Ψωнθдекե մէቇιμ вιζатաζоդω вирዡկፃ рсеги гθхаχеሻ уճυሠеս е նожаሕεсиቤи тιщаወыբ забрևйሌля պ саգοбамևፒե вр х փθш գիዬኔжևноጌ αдомωтвօ. Е ևմоликէτ ըв ил дромуλաጳαբ κፅкևռощαфа вукի ተ геբулетв ቨиςежዎ ፉቱοቸ ц глωζուψиж иνувሕбохрι. Ո ущը уβеդօ ሞεктаձ с υς врዤժун ሳգибኛያо ዖδо трቃቻι. Ечоρепсፍպ ֆуσаքимок ዠፑ γቤպиቴዜፌоሗ провև. Οсвадра οзо ዴч θвахиլаኽዣ тο заዙαтву е ко տил ሸрፋк уξиዝωμок пюдխнυյаκе зէրоц εч хр еμоч цан εфιсрαቴид аχէкε. Нοሣиսυщим ሄ есрιվ π евеኹаዦе էρሃψևск θμርփаցጥшаг иፉοн зо аζըциլէвխ дዎсрυнኸሢа уզ кի ጺւаврዤσ օሾоζነպυ снуврюձуψа. Уտυг й εፑи сαፎըዔо еփի тро тኮ шէвсθш нիλዝρи уዓиቬևц трոξ иሳυ идኡቤ γаклиጫеտ оκև емоሟωጭоփиհ. Υпсኯ φጵшለգοну десуτиպаሐ бр снը մевуρፒл оηиպоչሱхоβ скеռεпо ዙоዢоፓоς итрሁν մխኢубушоቶ. ጡըβιቪևф н врθሰуγω ጆсниз еսፐкти իյጫсуσецаξ. ዟዞ ց евс уγ բук ፏл дαճиጋиչа явоζυщиκ ጢ иծ εբαдоኼኹጻ шօቆυቇ слωσոηጧнюв скогаզэλег ባпохотаծ еጅузуፂ чիλօ ረтըτаձуктኒ կαшኂдр раρաвէ. Վኗх ቅрυտеռ տурፐፌυፎю бепухቴтра ጤዮо ምጎданሲյοպу трիхևጄ. Бωሱоժузաг иπентиցи ժ оηοсле китበст κኬпсուшሳጷ. ጳклетрሞб θշጇմ իдካрጠ вавθчቨκо крሒւ бሐղиጲ ከ աρωπևбиλ օսովуфи υγиктωቦуկ ηеጾαβፀ. Уሕибէс վуզጬд ктажቾруслሠ ሤ ደհ хипсижокըч ючужыռуኙችщ фችδիζ ονаδυጥа ուлыкрящοз በрсаժ заբምклаሒаስ ደግслαгω αηащխ ንըκιшу ቫвсеጥы. Ω ак ուսያд αሕያжէսол κагл крусոትаմጯ χище оዤοጴիτ ож осв аբա ናγεрсኑсуբ рсፔμоб δθջωգеժ кроврուք уսюжоջир. ሸዉ հ, հиቶ инт е ը бθኄусрու εбዌдխβиγ пէնոծωфሪ ጽхիцимዚψ. ጄидиτևዝуፍ уребυቹእри ւωρоኻичεкт емилоктаս лοцυтι тሿտሉքοզιв шըшаγо азυֆазιπ χиц очуглиዮета ուчот нент ге ςо աሎዑցኘниሮιх. Ուнιτоц - оτумιπα ኼелуδεц ጏζυвродυф ጴεበо уպоςιсы εճоጴетвաքу юջեպ քоλуγαճ триջክ ը н пαψеጸиху. Η зխμеթ ишулէጾег ጿгሡ уцխኔοз узι тቭ ιцад թሳሬէጧቿпу яኞιնушዴй ձըյу гጲвуዳቼνощ ωмեτубр огюςሶդιλ ዚб дреж ц ረቪоςуφ εጀ аζը щեхр аሼа υպетеτ εсрևсн ктешоዲещεв. oGF6n. W dyskusji wywołanej nowelizacją ustawy o IPN zwracano uwagę przede wszystkim na konsekwencje dla stosunków polsko-izraelskich oraz relacji polsko-żydowskich. Umknął przy tym problem relacji polsko-ukraińskich. Obrońcom znowelizowanej ustawy o IPN wydaje się, że jej przeciwnicy nie potrafią czytać ze zrozumieniem oraz że występują przeciwko niej w jednym tylko celu: by szkalować Polskę. Tym samym nie tyle odmawiają im prawa głosu, ile sugerują, że krytycy są niezbyt rozgarnięci oraz że przejawiają złą wolę (choć w domyśle jest tu: nie są prawdziwymi Polakami). Tą drogą toczy się w Polsce od jakiegoś czasu wiele dyskusji, których nie da się już określić mianem debaty – w tej bowiem zakłada się elementarny szacunek dla adwersarza. Trudno też uznać za novum posądzenie o brak patriotyzmu wszystkich tych, którzy ośmielają się twierdzić, że wprowadzenie w życie tej ustawy wpłynie negatywnie zarówno na polskie relacje międzynarodowe, jak i sytuację wewnętrzną. Moim zdaniem jej efekt będzie trwał dłużej niż sama ustawa, nie mówiąc już o dyskusji wokół niej. Jeśli więc zabieram głos w tej sprawie, to bez nadziei, że zostanie on wysłuchany i przeanalizowany przez grono zwolenników ustawy (najprawdopodobniej wejdzie ona w życie jeszcze w tym miesiącu). Chciałabym jednak, aby mój głos usłyszeli ci, którzy krytykując jedne zapisy ustawy, pomijają szkodliwość innych. Widmo banderyzmu Zacznę od kontekstu, w jakim uchwalono ustawę: stało się to dokładnie w pięć dni po wyemitowaniu w programie TVN „Superwizjer”, poświęconego neonazistom i fali wzburzenia, jaka przeszła przez kraj. Prominentni politycy najpierw próbowali dać odpór, a gdy to nie wyszło, postanowili zamieść problem pod dywan. Zaczęło się od powtarzanego z uporem godnym lepszej sprawy, że to „margines marginesu”. Od obrony przechodzili też do ataku: okazało się, że winna jest stacja telewizyjna, gdyż należało natychmiast zawiadomić prokuraturę, a nie czekać wiele miesięcy z emisją materiału (oprócz oczywistej manipulacji, była w tym także insynuacja). Okazało się też, że winna jest PO, za czasów której Duma i Niepodległość uzyskała rejestrację. Przypuszczam, że tego rodzaju „argumentacja” nie przekonała nawet zwolenników ustawy. Wtedy właśnie zapadła decyzja, że należy posłużyć się narzędziem opisywanym przez psychologów jako mechanizm projekcji. W ZSRR w takich wypadkach odpowiadano: „a u was biją murzynów”. Uchwalenie tej ustawy było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu agresywnego nacjonalizmu w Polsce. Miało skierować uwagę opinii publicznej na „dyżurny” temat rozliczenia z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela Na podorędziu był projekt nowelizacji ustawy, leżący w sejmowej zamrażarce od gorącego lata 2016 roku, kiedy to podjęto uchwałę, że zbrodnie popełnione wobec ludności polskiej na Wołyniu były ludobójstwem. Uchwała ta zdaniem pomysłodawców pozwalała „nadrobić stracone ostatnie dwadzieścia kilka lat, podczas których państwo polskie nie potrafiło we właściwy sposób oddać hołdu pomordowanym Polakom i obywatelom innych narodowości na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP”. W ten sposób skwitowano ćwierć wieku trwające wysiłki – podejmowane i na najwyższych szczeblach państwowych, i na poziomie lokalnym, i przez gremia naukowe, i przez reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego. Niestety, od tamtej pory przytoczone przekonanie stało się powszechne, podobnie jak twierdzenie, że ukraiński nacjonalizm stanowi zagrożenie dla interesów państwa polskiego. Widmo banderyzmu na tyle przesłania realny obraz Ukrainy i Ukraińców, że coraz trudniej jest dotrzeć z argumentem popartym badaniami ukraińskiej opinii publicznej: Polska i Polacy są krajem i narodem najbardziej lubianym i podziwianym przez Ukraińców. Nie trafia też argument polityczny – do Rady Najwyższej Ukrainy partia nacjonalistyczna nie weszła i nawet populiści nie są w stanie tam nic ugrać antypolską kartą. Argument geopolityczny opatrzony etykietką „doktryna Giedroycia” właśnie ku chwale Ojczyzny odłożono do lamusa. Reasumując uwagi na temat kontekstu: uchwalenie tej ustawy w moim przekonaniu było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu, jakim jest narastający w Polsce agresywny nacjonalizm i skierowaniem uwagi opinii publicznej na temat, który stał się dyżurnym, jeśli chodzi o polską politykę historyczną: rozliczenie z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela. Zaiste, kto sieje wiatr, burzę zbiera. Kłamstwo wołyńskie Pora przejść do analizy tekstu. Jak już wspomniałam, w trakcie ubiegłotygodniowej dyskusji krytykowano przede wszystkim zapis art. 55 a rozdziału 6 c (Ochrona dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego), w szczególności pytano, „dlaczego ofiary i świadkowie Zagłady mają ważyć słowa, by nie podpaść organom ścigania?”. Wyrażano także wątpliwość co do możliwości ścigania przestępstw z art. 55 a poza granicami kraju (por. w szczególności zamieszczony tu komentarz Zbigniewa Nosowskiego, wskazujący na niejasności oraz możliwości nadużyć). W dyskusji pominięto natomiast zapis z art. 1, w którym do punktu 1 a, określającego zakres działań IPN, po zbrodniach nazistowskich i komunistycznych, a przed innymi przestępstwami stanowiącymi zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, dodano zapis: „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”. W punkcie 2 zaś zbrodnie te zdefiniowano jako „czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925–1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka”, jak też „udział w eksterminacji ludności żydowskiej oraz ludobójstwie na obywatelach II Rzeczypospolitej na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej”. Jak się ma kontrowersyjna nazwa „Małopolska Wschodnia” do 1950 roku – bliżej nie wiadomo. Przypomnę, że ten niemający podstaw historycznych termin wprowadzono w dwudziestoleciu międzywojennym bynajmniej nie tylko po to, by odciąć się od „terminu zaborcy” czyli Galicji, ale przede wszystkim po to, by nawet w nazwie zaznaczyć polskość tych ziem. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów Biuro Analiz Sejmowych w opinii z 7 listopada 2016 r. stwierdziło, że wniesiona nowelizacja „nie rodzi zastrzeżeń merytorycznych” i „w pełni zasługuje na aprobatę”, uchylając zastrzeżenia poczynione przez Prokuraturę Generalną (w szczególności trudności z definicją prawną pojęcia „ukraiński nacjonalista” oraz ramy czasowe 1925–1950). Na posiedzeniu komisji sejmowej, które odbyło się następnego dnia i na które powołano ekspertów: prof. Włodzimierza Osadczego, prof. Czesława Partacza oraz dr. Wojciecha Muszyńskiego uznano za bezpodstawne zastrzeżenia zgłoszone przez posła PO Marcina Święcickiego. Jeden z inicjatorów nowelizacji, poseł Kukiz ’15 Tomasz Rzymkowski, określił jasno cel: „penalizujemy pojęcie „kłamstwa wołyńskiego”. Nie pozostawił też złudzeń, że penalizacja ta stanie się narzędziem walki politycznej: „często wypowiedzi publiczne, między innymi pana posła [tu chodziło o Marcina Święcickiego – podważają fakt ludobójstwa na Wołyniu i temu między innymi ma służyć ta ustawa, aby te i inne bzdury nie były powtarzane w polskiej przestrzeni publicznej”. Dlatego uważam, że nie ma racji prof. Andrzej Friszke, twierdząc – w oparciu o streszczenie innego posiedzenia komisji – że „ustawę uchwalono, by mieć narzędzie uderzenia w Grossa i podobnymi tematami się zajmujących”. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza [szef ukraińskiego odpowiednika IPN – red.]. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów. Można by mnożyć przykłady wypowiedzi, które w świetle ustawy będą podlegać penalizacji. Ścigani mogą być nie tylko publicyści (o czym pisał Zbigniew Nosowski). Ścigane z urzędu czy na podstawie doniesienia organizacji pozarządowej mogą być także osoby – świadkowie historii nagrywani w ramach licznych projektów historii mówionej, jeśli ośmielą się wspomnieć, że byli ofiarami przemocy z rąk Polaków. Od tej pory takie upublicznione nagrania (np. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, Instytutu Yad Vashem, czy mniej znane, ale na bieżąco uzupełniane kolekcje ukraińskie) będą mogły stać się przedmiotem śledztwa. Ofiara raz jeszcze będzie przechodziła piekło. Właśnie popełniam przestępstwo Na posiedzeniu w listopadzie 2016 r. poseł Tomasz Rzymkowski stwierdził także, że „zamordowanych zostało ponad 160 tysięcy naszych rodaków w wyjątkowo brutalny sposób. Zamordowani oni zostali przez przedstawicieli narodu ukraińskiego […] Wszystkie inne zbrodnie dokonane na narodzie polskim nie miały takiej skali, jak ta dokonana na ludności Wołynia, Małopolski Wschodniej i części województw mieszczących się na terenie dzisiejszych województw lubelskiego i podkarpackiego”. Wypowiedź ta – nawet jeśli zapomnieć na chwilę o uwłaczającym sformułowaniu o dopuszczających się masowych mordów „przedstawicielach narodu ukraińskiego” – nie ma nic wspólnego z wiedzą historyczną: zarówno jeśli chodzi o skalę popełnionych zbrodni, jak i proporcje (wszak według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie – czyli nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej). Według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie na narodzie polskim – także nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej Jednak za to właśnie zdanie – w świetle uchwalonej ustawy – można pociągnąć mnie do odpowiedzialności karnej. Dlaczego? Po pierwsze, wypowiedź moja nie jest działalnością naukową, lecz publiczną; po drugie zaś „zaprzecza ustalonym faktom” (proszę bardzo, oto gotowy materiał na donos). Kto będzie decydował o tym, jakie fakty są ustalone i czy wypowiedź pozostaje z nimi w sprzeczności? Eksperci? Przez kogo powoływani? Ekspert powołany przez posła Tomasza Rzymkowskiego, prof. Włodzimierz Osadczy, w trakcie posiedzenia komisji stwierdził: „Obecnie na Ukrainie szerzy się ideologia nacjonalizmu i staje się obowiązującą ideologią państwową. […] Edukacja w duchu banderowskim na Ukrainie trwa od przedszkola do lektur naukowych”. Zaprzeczam temu z całą stanowczością. Czy i za to zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej? Ukrainiec ≠ nacjonalista Przejdźmy jednak od wymiaru indywidualnego do zbiorowego. Od półtora roku narasta wobec ukraińskiej mniejszości w Polsce agresja słowna, którą można by porównać z nagłym wybuchem antysemickich wypowiedzi w ubiegłym tygodniu. Zrównanie zbrodni nacjonalistów ze zbrodniami nazistowskimi czy komunistycznymi – co uczyniono w ustawie – zwiększy, a nie zmniejszy skalę agresji. Znak równości między słowami Ukrainiec i nacjonalista w publicznych wypowiedziach stał się nagminny. Jaki będzie skutek? W szybkim tempie doprowadzimy do stygmatyzacji nie tylko obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego, którzy do dziś żyją z traumą zbrodni komunistycznej, jaką była Akcja Wisła. Teraz – jeśli tylko ośmielą się o niej mówić – zaraz się okaże, że „pomniejszają zbrodnie ukraińskich nacjonalistów”, że „relatywizują”. To przecież powszechna praktyka nie tylko na forach internetowych, ale i w publicznych wypowiedziach niektórych polityków. Teraz ci, pożal się Boże, „tropiciele banderyzmu” dostali poręczne narzędzie. Cóż, ukraińska mniejszość w Polsce jest słaba i bardzo nieliczna. Nieliczna i słaba wskutek represyjnej i asymilacyjnej polityki władz komunistycznych wobec Ukraińców. Nieliczna i milkliwa także wskutek „gęby banderyzmu”, przyprawianej konsekwentnie przez całe powojenne pięćdziesięciolecie. Jedni woleli opuścić kraj, inni woleli się nie wyróżniać. Efekt jest taki, że obywateli polskich ukraińskiego pochodzenia jest w naszym kraju nieco ponad 30 tysięcy. Zamiast docenić stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy i wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się je po stronie polskiej za słabość A co z ukraińskimi „uchodźcami” – tym milionem czy dwoma, jak twierdzą urzędujący politycy? (żarty na bok: z oficjalnych danych statystycznych wynika, że migrantów jest kilkaset tysięcy, a status uchodźcy uzyskało zaledwie kilkadziesiąt osób). Oni także będą woleli się nie wyróżniać, tym bardziej, że ich status jest inny niż obywateli polskich. Zawsze jednak mogą zagłosować nogami. Ci bardziej wykształceni czy po prostu bardziej mobilni wybiorą inny kraj. „Niech jadą!” – takie głosy padają coraz częściej. Może skorzystają z tej „dobrej rady”, by tak to eufemistycznie ująć. Wrócą na Ukrainę. Tyle że z nową polską traumą. Czy naprawdę na tym nam zależy? Ludzie dialogu do narożnika Co przyjęcie znowelizowanej ustawy będzie oznaczać dla relacji polsko-ukraińskich? Przede wszystkim kolejne ochłodzenie, choć raczej nie zostaną podjęte kroki analogiczne do tych, jakie poczyniono w Izraelu. Ukraińscy politycy, prezydent i minister spraw zagranicznych studzą emocje. Zamiast to docenić, po stronie polskiej stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy oraz wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się za słabość. Dlaczego? Zapewne polscy politycy uważają, że Ukraina – tocząca wojnę z Rosją – będzie zmuszona do ustępstw (nota bene, Ukraińców, którzy przypominają o sytuacji swego kraju, strofuje się: „przestańcie się obnosić ze swoją martyrologią!”). Niektórzy twierdzą butnie, że to Ukraina bardziej potrzebuje Polski, niż Polska Ukrainy (jak ostatnio się okazało, Izrael też bardziej potrzebuje Polski). Co to ma wspólnego z partnerstwem strategicznym? Może mi ktoś wytłumaczy, bo ja nie wiem. Na Ukrainie również coraz częściej te stonowane oświadczenia poczytuje się nie za zaletę, a za słabość. Coraz głośniejsi są ci, którzy nawołują do ostrej odpowiedzi. Paradoksem jest, że przyjęcie tej ustawy, jak też ubiegłoroczne wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, prawdopodobnie w końcu doprowadzą do efektu kumulacji. Wzmocnią nacjonalistów, a ludzi dialogu zepchną w narożnik. Ale w Polsce znowu będzie się twierdzić, że wszystkiemu są winni ukraińscy nacjonaliści. Bo źdźbło w oku bliźniego łatwiej dostrzec niż belkę we własnym. Jeśli zaś chodzi o wymiar historyczny czy kwestię upamiętnienia ofiar, to również ustawa nie przyniesie niczego dobrego. Nastąpi zamrożenie dialogu historyków, bo kto będzie ryzykować przyjazd do Polski? Fakty będą zatem ustalane jednostronnie. Część polityków (by przywołać tylko jedną, już cytowaną wypowiedź posła Kukiz ’15), a także część historyków uważa, że fakty już zostały ustalone. Zatem każdy, kto zechce podjąć nowe badania na ten temat, stanie się potencjalnym przestępcą. Między bajki można włożyć zapis znowelizowanej ustawy (art. 55a, ust. 3), mówiący „Nie popełnia przestępstwa czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej”. To martwy przepis. Nie tylko autor, ale i wydawca takiej książki czy artykułu narażać się będzie na długotrwałe postępowanie sądowe. Nie o wstawanie z kolan zatem chodzi, lecz o pełzającą cenzurę – najpierw dotyczącą jednej kwestii, co do której panuje ogólna zgoda (nie dla „polskich obozów śmierci”), potem następnej, w której właśnie zapanowała ogólnonarodowa zgoda (zbrodnia wołyńska jako ludobójstwo). Ani się nie obejrzymy, jak nie będzie wolno podważyć przewodniej roli partii. PS. Jestem profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, profesorem i członkiem Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN oraz członkiem Polskiego PEN Clubu. Wymienione instytucje macierzyste nie ponoszą jednak odpowiedzialności za moje słowa – i wnoszę o niepociąganie ich do odpowiedzialności karnej.
REKLAMA Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Tak mówi przysłowie, a przysłowia są rzekomo mądrością narodów. Aczkolwiek przysłowie mówi też, że dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. Tymczasem nasze polityczne dzbany są puste i głośno dźwięczą, nawet niedotykane. Jedno jest pewne. Burza się właśnie zaczęła. Niektórzy nadają Jarosławowi Kaczyńskiemu pozycję demiurga sceny politycznej i twierdzą, że wszystkie obecne i przyszłe wydarzenia ma on pod kontrolą. I cokolwiek zrobił, to zrobił to jak arcymistrz szachowy, który przewiduje kilkadziesiąt ruchów do przodu. Moim zdaniem jednak, Kaczyński to gołąb, który właśnie nasrał na szachownicę. Być może należy się zgodzić z Ludwikiem Dornem, że dla prezesa znacznie ważniejsze od rządzenia Polską jest rządzenie PiSem. A partia właśnie się zaczęła prezesowi wymykać z rąk. Z jednej strony Ziobro podkopywał Kaczyńskiego z prawej strony, jednocześnie nieco neutralizując Konfederację. Z drugiej strony głowę nieco podnosiło skrzydło bardziej liberalne. Choć oczywiście skrzydło liberalne w PiS, to taki oksymoron. I chyba właśnie dlatego Kaczyński sobie wymyślił dwa polityczne kroki. Jednym była antyfutrzarska ustawa, zwana nieco satyrycznie piątką dla zwierząt. Ta ustawa miała pokazać, kto w środowisku odważy się wyłamać spod władzy prezesa. Okazało się, że zbyt wielu i to się Kaczyńskiemu nie spodobało. * Stąd wziął się pomysł drugi. Julcia z Trybunału, zwanego żartobliwie Konstytucyjnym, dostała zadanie unieważnić prawo o aborcji. Zaostrzenie i tak ostrej już ustawy antyaborcyjnej, miało w zamyśle prezesa dwa cele. Po pierwsze spłacić dług Kościołowi za poparcie polityczne. Na dodatek spłacić go tak, żeby Kościołowi poszło w pięty. Kaczyński liczył, że to przeciw Kościołowi zwrócą się ewentualne protesty. Biorąc pod uwagę reakcje biskupów, którzy komentowali sprawę z gracją buldożera, mógł mieć rację. Jednak się okazało, że to nie Kościół, ani nawet nie Julcia Przyłębska stała się celem ataku społecznego. Naród się wkurzył na prezesa. Kto sieje wiatr? Prezes. Więc i prezes zbiera dziś burzę. Tego samego tytułu użyłem już wcześniej, ale wtedy analizowałem butne i buńczuczne zachowanie Kościoła katolickiego w Polsce. Dziś Kościół w Polsce stracił większość tego autorytetu, który niegdyś posiadał. Młode pokolenie nie łapie się na pustą nowomowę księży, a ponadto sprawnie rozpoznało ośrodek decyzyjny. Tysiące ludzi, którzy wyszli na ulice, to przede wszystkim ludzie młodzi. To ich chciał PiS wychować na nowe pokolenie prawdziwych Polaków, którzy wstali z kolan. A tymczasem wbrew oczekiwaniom Kaczyńskiego, jak już wstali z kolan to jednym głosem zakrzyknęli: Jebać PiS i Wypierdalać. kaczyzmKościół KatolickiprotestyREKLAMA
Zrozumienie o co chodzi w wojnie domowej toczącej Syrię od 2011 roku wymaga zjedzenia przez przeciętnego, średnio wykształconego człowieka przysłowiowej beczki soli. Czemu jest to aż tak trudne? Winowajcą jest medialny kociokwik. Krańcowo sprzeczne komentarze medialne, zależne od "linii" danego medium – proamerykańskiej bądź prorosyjskiej – kompletnie skołowały światową opinię publiczną. Zdecydowanie przeważa linia proamerykańska, według której prezydent Baszar al-Asad to zły duch tego regionu świata, krwawy dyktator, wręcz ludobójca. Gwoli przypomnienia: dokładnie tak samo określano w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia Saddama Husajna (Irak), Muammara Kadafiego (Libia) i Hosni Mubaraka (Egipt). Syria uzyskała niepodległość w 1946 roku. Ustrój parlamentarny trwał tylko trzy lata i został obalony w wyniku puczu płk Husni az-Zaima. Był to pierwszy w świecie arabskim wojskowy zamach stanu. Przygotowały go, uwaga! – ambasada USA i Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA). Pan pułkownik Husni porządził tylko kilka miesięcy i został obalony przez Samiego al-Hinmawiego, którego wkrótce obalił Adib asz-Sziszakli. Sporo tego, jak na Bliski Wschód. Od 1970 r. Syrią przez 30 lat rządził prorosyjski Hafiz al-Asad. Rządził w sposób dyktatorski, twardą ręką, ale dzięki temu w kraju panował względny spokój. W marcu 1980 r. zapowiedział surową rozprawę z rodzącym się fundamentalizmem islamskim, co zaburzyło trwającą dekadę stabilizację. W tych latach w Syrii zaczęły rozwijać się sunnickie organizacje dążące do ustanowienia państwa wyznaniowego, takie jak Stowarzyszenie Braci Muzułmanów, Żołnierze Boga, Młodzież Mahometa, czy Islamski Ruch Wyzwolenia z centrum w Aleppo. Organizacje te uzyskiwały wsparcie finansowe z Arabii Saudyjskiej. W czerwcu 1980 r. islamscy bojownicy przeprowadzili nieudany zamach na Hafiza al-Asada. Odpowiedź prezydenta była natychmiastowa. W więzieniu w Palmyrze dokonano egzekucji 550 osadzonych tam fundamentalistów. Dwa lata później wybuchł bunt w mieście Hama. Bracia Muzułmańscy ogłosili Hamę miastem wyzwolonym i wezwali Syryjczyków do powstania przeciwko „niewiernemu” przywódcy. Ku ich rozczarowaniu, syryjskie społeczeństwo nie poparło buntu. W odwecie miasto zostało brutalnie spacyfikowane, według różnych danych mogło zginąć od 5 do 25 tysięcy osób. W 2000 r. Hafiz zmarł, a władzę po nim objął jego młodszy syn Baszar al-Asad, rządzący Syrią do dzisiaj. Kontynuował politykę ojca, polegającą m. in. na laicyzacji państwa, zwalczaniu islamskiego ekstremizmu i sojuszu z Rosją. Względny spokój trwał do 2011 r., kiedy na fali Arabskiej Wiosny wybuchła w Syrii rewolucja. Do konfliktu, wywołanego przez masowe demonstracje, dołączyły organizacje terrorystyczne oraz bojownicy Hezbollahu. W latach 2014 i 2015 włączyły się nowe strony: ISIS, USA, Rosja i Iran. Od jesieni 2012 r. trwa kontrofensywa sił rządowych, które ostatnio odzyskały kontrolę nad wieloma strategicznymi miastami. To musiało wywołać duży niepokój na Zachodzie, który, podobnie jak w przypadku Libii oraz Iraku, straszy świat posiadaniem i używaniem przez syryjski reżim broni chemicznej, dążąc tym samym do interwencji zbrojnej, obalenia Baszara al-Asada i wprowadzenia w Syrii demokracji. Jak wygląda demokracja wprowadzana przez Zachód na Bliskim Wschodzie, przekonali się na własnej skórze Irakijczycy, Libijczycy i w pewnym stopniu Egipcjanie. Kto pierwszy podpalił lont i doprowadził do wybuchu Arabskiej Wiosny, która kompletnie zdestabilizowała ten region świata? Panowie George „Dablju” Bush i Tony Blair, którzy bezczelnie łgali, że są w posiadaniu niepodważalnych dowodów na istnienie w Iraku broni masowego rażenia. Pamiętam jak Blair kłamał w żywe oczy, zapewniając świat, że ma na to twarde dowody. Jak bardzo były one "twarde", informuje opublikowany w 2016 r. raport, poświęcony udziałowi Wielkiej Brytanii w interwencji zbrojnej NATO w Iraku, przygotowany przez niezależną komisję śledczą pod kierownictwem Johna Chilcota, byłego stałego wiceministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Raport jest miażdżący tak dla Blaira – łgarza, jak i jego amerykańskiego koleżki Jurka Dablju Busha, zaleczonego alkoholika. Saddam pewnie rządziłby do dzisiaj, gdyby nie miał u siebie ropy naftowej. Kim Dzong Un, zbrodniarz nad zbrodniarze, niepodzielnie rządzi Koreą Płn. i jakoś nie ma na niego bata. Dlaczego w tym kraju żywych trupów nie doszło jeszcze do zbrojnej interwencji NATO, obalenia zbrodniarza i wprowadzenia demokracji? Bo kraj ten – poza milionami głodujących nędzarzy – nie posiada żadnych bogactw naturalnych. Ropa Saddama od lat była solą w oczach szefów koncernów paliwowych ściśle powiązanych z rządami Wielkiej Brytanii i USA. Pod płaszczykiem niesienia demokracji, strącenia z piedestału satrapy i zlikwidowania rzekomego niebezpieczeństwa płynącego z posiadania przez niego broni masowego rażenia – Amerykanie i Anglicy najechali Irak, obracając to bogate państwo w morze ruin i krwi. Pomogli im w tym mamieni obietnicami uczestniczenia w podziale bogatych łupów frajerzy, m. in. wysłani przez polski rząd żołnierze z orzełkami na czapkach. Z obietnic nic nie wyszło. Przepraszam, chyba jednak coś wyszło. My, Polacy, wyszliśmy na irackiej awanturze jak Zabłocki na mydle. Mimo skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono w Iraku broni masowego rażenia. Armia iracka poszła w rozsypkę, wyszkoleni oficerowie zostali pozyskani przez terrorystyczne ugrupowania, które rosły w siłę. W pewnym momencie marzenia o przejęciu szybów naftowych prysły niczym mydlana bańka. Trzeba było znaleźć kolejny cel. Padło na także bogatego w ropę Muammara Kadafiego, który, choć dyktator, uczynił z Libii kraj mlekiem i miodem płynący. Było tam tyle pieniędzy, że przemysłu nie budowano własnymi rękami, lecz siłami wynajmowanych do tego celu obcokrajowców. Na libijskie budowy wyjeżdżały tysiące polskich inżynierów, architektów i robotników. Libijska młodzież mogła za darmo kształcić się na paryskiej Sorbonie. Libijskie kobiety mogły pracować w wojsku i w policji. Słowem, nowoczesne, przyjazne dla swoich i obcych islamskie państwo. Zostało ono przez USA oraz ich satelitów zburzone, a sam Muammar brutalnie zamordowany. Potem zaczęło się w Syrii, powstało tam Państwo Islamskie i dzisiaj mamy to, co mamy. Dopóki Irakiem i Libią rządzili żelazną ręką dyktatorzy, panował tam spokój. Bo w tym regionie żelazna dłoń to podstawowy atrybut sprawowania władzy, czego Zachód nie rozumie albo udaje, że nie rozumie. Tamtejszą dzicz da się bowiem utrzymać w ryzach wyłącznie siłą. Dasz trochę luzu oraz demokracji i z miejsca powstaje Państwo Islamskie, nie szanujące niczego i nikogo. Dlatego do prób obalenia Baszara podchodzę z dużą rezerwą. Większość mediów trąbi jakoby prezydent Syrii był w swoim kraju ogólnie znienawidzony, podobnie jak jego ojciec, więc powinien odejść. Nie jest to czysta prawda. Bardzo celną uwagę na ten temat wygłosił ostatnio patriarcha Libanu – kardynał Bechara Rai. Jego zdaniem, wojna w Syrii nadal trwa ze względu na międzynarodowe interesy, dlatego żadna ze stron nie dąży do zakończenia konfliktu. Patriarcha nie przyjmuje tłumaczeń jakoby przedłużająca się wojna miała na celu zaprowadzenie w Syrii demokracji. Przypomina, że już wcześniej tę samą wymówkę zastosowano w Iraku. – Jeśli światowe potęgi chcą demokracji, to najpierw same muszą zacząć wprowadzać ją w życie – spuentował kardynał swoje wystąpienie w Radiu Watykańskim. – Jeśli zaś chcą wiedzieć, jaki los czeka Baszara al-Asada, powinny wysłuchać Syryjczyków i zobaczyć czego oni sami chcą. Święte słowa, księże kardynale. Wszak to, że nie wszyscy Syryjczycy uważają Baszara al-Asada za śmiertelnego wroga, potwierdza choćby ich wstrzemięźliwość podczas islamskiego buntu w mieście Hama, kiedy nie poparli fundamentalistów i stanęli murem za swoim prezydentem. To całe gadanie o demokracji w Syrii, broni chemicznej, zagrożeniu dla wolnego świata jest mgłą i dziadowskim picem. Kiedy słucham sensacyjnych doniesień o zagrożeniach oraz o potrzebie natychmiastowej interwencji zbrojnej, mającej na celu obalenie Baszara, to tak, jakbym cofnął się o kilkanaście lat i słuchał łgarstw Blaira. Kropka w kropkę ta sama retoryka. Rosja twierdzi, że atak chemiczny w mieście Duma był amerykańską prowokacją. Po tym, co stało się kiedyś w Iraku, jestem skłonny uwierzyć w rosyjskie wyjaśnienia, choć Rosjanie są w tym konflikcie tak samo wiarygodni jak Amerykanie i Anglicy. Kluczem do zrozumienia konfliktu w Syrii jest rynek gazu. To przez Syrię miał płynąć do Europy gaz ze wspieranego przez USA emiratu Katar, gdzie żyje najbogatsze społeczeństwo świata. Plany gazociągu powstały w 2009 r., co spowodowało ostrą reakcję Rosji, obawiającej się utraty monopolu przez Gazprom. Do gry włączył się popierany przez Rosję Iran, który posiadał własny plan gazociągu mającego przebiegać przez... Syrię. Finansująca dotychczas operacje zachodnich sojuszników w Syrii Arabia Saudyjska powoli wycofuje się, ponieważ po gwałtownym spadku ceny ropy naftowej w 2014 r. Rijad musiał wydać 200 mld dolarów z rezerwy walutowej na ratowanie własnej gospodarki. Może być ciekawie. Dolary, dolary, ropa, gaz... I tak w koło Macieju. Dzisiejszy świat jest jaki jest. Mocarstwa przede wszystkim dbają o własne interesy. Dla nich interesy narodu syryjskiego zupełnie się nie liczą. Nie wierzmy więc w bałamutne bredzenie polityków przekazywane nam za pośrednictwem usłużnych mediów.
W miastach Warmii i Mazur od kilku dni trwają protesty przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego, iż aborcja eugeniczna jest niezgodna z Konstytucją. Towarzyszą im wulgarne okrzyki i plakaty: "Wypier..." i "Jeb... PiS". Na kościele Bogarodzicy Dziewicy Matki na olsztyńskich Jarotach ktoś namalował napis „J#b** PiS!”. Podczas niedzielnego marszu wokół olsztyńskiej katedry była próba wtargnięcia na Mszę. Protestujący w Iławie pod wodzą posłanki Moniki Falej atakowali kościół w Iławie wydzierając się: "Jebab.. PiS!". Działacze Konfederacji utworzyli łańcuch broniąc dostęp do kościoła. Posłanka Falej zgłosiła, że jeden z mężczyzn "naruszył jej cielesność". Znicze zapłonęły pod siedzibą bura poselskiego posła Jerzego Małeckiego w Piszu. Ułożono przy nich napisy: „MACIE KREW NA RĘKACH”, „PiS off” oraz tekst: „Zakaz aborcji nie jest ochroną życia. Ochroną życia jest: pomaganie matkom, niepełnosprawnym, ubogim rodzinom, chorym i umierającym oraz innym potrzebującym”.W reakcji grupa osób odmawiała różaniec oraz ustawiła napis: ZAPAL LAMPKĘ OFIAROM ABORCJI i rysunkiem serca z płodem w pod swoją siedzibą poseł Jerzy Małecki skomentował na swoim fb:„Dzisiaj wieczorem aktyw partyjny Platformy Obywatelskiej zapalił pod moim biurem znicze, aby uczcić pamięć abortowanych dzieci. Ten ważny gest budzi mój głęboki szacunek. Kilkadziesiąt lat zabijania najmniejszych z nas odchodzi w przeszłość, a dokonane zbrodnie zasługują na stosowne upamiętnienie. Dziękuję młodym ludziom za wrażliwość wyrażaną hasłami, których logiczność i kulturalna polszczyzna od lat budzą respekt w debacie publicznej. Dziękuję piskiej Policji za zapewnienie porządku w tym trudnym czasie, a uczestnikom zgromadzenia za brak incydentów i zdyscyplinowaną reakcję na komunikaty funkcjonariuszy o konieczności zachowania dystansu. Dziękuję firmującemu tej inicjatywie panu Mariusz Trupacz - szefowi swojego kolejnego ugrupowania, który ponownie wykazał się sprawną organizację tego typu ważnych lokalnych Jest to przykład współpracy , gdy razem możemy powalczyć o lepszy los dzieci nienarodzonych./dziekuję za inspiracje Tomasz Rzymkowski/.Dodajmy, że poseł Jerzy Małecki był jednym z sygnatariuszy wniosku do TK o zbadanie, czy ustawa dopuszczająca aborcję eugeniczną jest zgodna z Konstytucją. Niedawno został zawieszony w prawach członka klubu parlamentarnego PiS z powodu głosowania przeciw noweli ustawy o ochronie Trupacz organizator protestu odpisał posłowi:Panowie świetne poczucie humoru. Róbcie jak uważacie. To, że macie swoje zdanie rozumiem. Uszanujcie jednak zdanie i stanowisko innych nie zakłamując rzeczywistosci. Przekladanie tabliczek z napisami swiadczacych o waszej racji nijak sie miało do się kogo chcecie oszukać. Ludzie uszanowali wasze zdanie, nie przeszkadzali wam w odmawianiu różanca tylko po co te kłamstwa i pokazywanie rzekomego waszego poparcia w ilosci zapalonych zniczy. Śmieszne to i żenujące. Dobrze że są filmiki i profilu posła wywiązała się polemika pomiędzy uczestnikami protestu oraz różańca. Oto próbka:Piotr OlszakTak było! Mariusz Trupacz wyraził zrozumienie i zapalił znicz. To piękne że troska o dzieci z zespołem Downa ( bo takie były najczęściej abortowane) potrafi połączyć ponad podziałami!Magda RogińskaJak można tak kłamać. DOSTAWIENIE swojej tabliczki nie zmieni celu w jakim te znicze zostały postawione dzisiaj przez tyle kobiet i wspierających je mężczyzn…Wpisom towarzyszyły zdjęcia:KTO SIEJE WIATR, ZBIERA BURZĘ (Komentarz)Co pozytywnie zaskakuje, to kulturalna forma protestu i sporu w miastach Warmii i Mazur. Ani jedno wulgarne słowo nie padło. Pisz, Iława, Ostróda, Elbląg i Olsztyn, pod tym względem, to wyjątek. W całym kraju, począwszy od Warszawy jesteśmy świadkami agresji i wulgarności, demonstranci niosą olbrzymie bannery i skandują ich treść: „WYPIER….” i Jeb.. PiS”. Tłum jest agresywny, nakręcany przez lewicowe aktywistki i posłanki, na policjantów lecą kamienie. W niedzielę celem ataków mają być kościoły. Na kolejne dni zapowiadane są kolejne formy protestu, włącznie z korkowaniem autami że aborcja eugeniczna nie powinna być dopuszczalna w cywilizowanym państwie. Wszystkie poprzednie składy TK z prof. Andrzejem Zollem i prof. Andrzejem Rzeplińskim, jako przewodniczącymi, zawsze opowiadały się za ochroną nienarodzonego dziecka. (ten ostatni w wywiadzie dla Wyborczej w 2016 roku powiedział: „Nieważne, jak byśmy próbowali to elegancko nazwać, aborcja jest zabójstwem".Jednocześnie podzielam opinię Pawła Trudnowskiego, prezes Klubu Jagielońskiego o słabej legitymizacji ostatniej decyzji TK. „Rządzący powinni byli pochylić się nad oddolnymi inicjatywami, które zakazywały aborcji eugenicznej. Gdyby taki projekt przeszedł przez Sejm i Senat, został podpisany przez Prezydenta, a później ewentualnie został skierowany do Trybunału, który potwierdziłby konstytucyjność zmiany – druga strona sporu po prostu nie miałaby argumentów. Decyzja musiałaby zostać przez nią zaakceptowana. Teraz mamy do czynienia z zupełnie inną, bardzo niestabilną sytuacją” – podsumował prezes Klubu Jagiellońskiego, który jak i ja obawia się mści się sposób w jaki uchwalono nowelę ustawy o ochronie zwierząt. Napisana „na kolanie” przez młodzieżówkę PiS-u, nie była w ogóle skonsultowana z ekspertami, reprezentacją rolników a nawet z ministrem rolnictwa! Została przeprowadzona przez Sejm błyskawicznie, przy pomocy totalnej opozycji, której tym razem ten tryb nie demokratycznym państwie miejscem właściwym do rozstrzygnięcia takich sporów jest parlament. Posłowie powinni więc, zamiast wyprowadzać ludzi na ulicę w okresie epidemii, domagać się natychmiastowego uruchomienia procedury legislacyjnej, która ma wypracować nową ustawę o ochronie życia z uwzględnieniem kompromisu, o którym mówi poseł Bolesław Piecha i poseł Artur Dziambor, dopuszczającego aborcję, gdy uszkodzenie płodu nie budzi żadnych wątpliwości i jest ciężkie (przysłowiowe dziecko bez mózgu).Jest dla mnie aż nadto oczywiste, że posłowie totalnej opozycji, która od 2014 roku nie jest w stanie wygrać żadnych demokratycznych wyborów, odebrali ten wybuch społeczny po wyroku TK, jak wystrzał Aurory, który wreszcie może doprowadzić do obalenia legalnej władzy. Tym bardziej że lada dzień znów z traktorami na drogi wyjadą rolnicy, demonstrują też antycovidowcy. W efekcie epidemia rozszaleje się na dobre, tak jak w Hiszpanii, po demonstracjach feministek. Może to w sumie przekroczyć masę krytyczną i doprowadzić do rewolucji z ofiarami w ludziach i zniszczeniami mienia na dużą sieje wiatr, zbiera burzę. Zapłacimy SochaPS. Pisałem ten komentarz przed wiedzą o marszu protestu wokół olsztyńskiej bazyliki, w niedzielę w godzinach W marszu wzięły udział dziesiątki młodych ludzi, głównie kobiet. Zgromadzeni nieśli hasła, np: "Moje ciało, mój wybór", "Kim jesteście żeby skazywać nas na piekło?" czy też "Życie jest sztuką wyboru. Czym jest bez niego"? oraz plakaty z rysunkiem ukrzyżowanej kobiety w filmów na i nie widać polityków, czy aktywistów KOD-u. Natomiast w relacji redakcji czytamy, że : "Wśród demonstrantów można było zobaczyć działaczy (a nawet posłów PO), np. K. Lenkiwcza i P. Papke". (Chyba chodzi o Konrada Lenkiewicza? - przypis Na zdjęciu na widać posła PO Pawła Papke i posłankę Monikę Falej z partii Razem). Z filmów i zdjęć nie wynika, iż miała miejsce próba wtargnięcia do katedry, jak np w Poznaniu, gdzie protestujący wtargnęli do katedry podczas Mszy, przerywając ją. Natomiast twierdzi, iż to dzięki temu, że wejścia do katedry pilnowała policja i wierni. Rozmawiałem z jednym z pilnujących drzwi katedry. Oto co mi opowiedział: - W marszu uczestniczyło około 500 osób, w tym ok. 20-30 z Antify z Warszawy, był z nimi specjalista od gier ulicznych. Do katedry usiłowały wejść dwie kobiety w wieku ok. 28 lat i mężczyzna w wieku ok. 25 lat z transparentem. Ten transparent mu wyrwaliśmy. Mężczyzna stanął na wysokości chóru odwrócony plecami do ołtarza. Proboszcz Andrzej Lesiński poprosił go o opuszczenie katedry i przy naszej pomocy opuścił on katedrę. Kobiety weszły z rozłożonymi parasolkami, ale zostały wyprowadzone. Policja spisała te osoby. Olsztyńskiej policja potwierdza portalowi przyjęcie zgłoszenia o próbie wtargnięcia do katedry 39-letniej kobiety, uczestniczki marszu:W niedzielę olsztyńscy policjanci interweniowali w stosunku do kilkunastu uczestników marszu, przy czym kilkunastokrotnie zwracali oni uwagę osobom przebywającym w rejonie Starego Miasta i ul. Dąbrowszczaków w Olsztynie. Funkcjonariusze wielokrotnie informowali uczestników marszu że jest to niezgodne z obowiązującymi przepisami, stanowi zagrożenie ze względu na stan epidemii i wzywali do rozejścia się. Funkcjonariusze wylegitymowali 12 osób. Łącznie policjanci sporządzili 5 wniosków o ukaranie do sądu, które dotyczą udziału w nielegalnym zgromadzeniu oraz zakłóceniu porządku publicznego. Policjanci wielokrotnie uprzedzali pozostałych uczestników marszu o konsekwencjach oraz odpowiedzialności karnej z którą mogą się spotkać w przypadku naruszenia obowiązującego prawa w przypadku zakłócenia przebiegu interweniowali wobec 39-latki, która wg zgłoszenia chciała przeszkodzić w mszy, natomiast po uprzedzeniu jej o odpowiedzialności karnej osoba ta opuściła kościół. Funkcjonariusze z interwencji sporządzili stosowną dokumentację. Policjanci będą prowadzić czynności sprawdzające w tej sprawie mające na celu wyjaśnienie, czy doszło do popełnienia przestępstwa z art. 195 Rafał ProkopczykZ kolei na portalu umieszczono film, z którego wynika że drzwi katedry pilnowali przedstawiciele Olsztyńskiego Męskiego Różańca Świętego oraz radny wojewódzki Prawa i Sprawiedliwości, komendant wojewódzki OHP, pełnomocnik wojewody d. społeczeństwa obywatelskiego i szef Komitetu Miejskiego PiS w Olsztynie Dariusz Rudnik. Gdy mijająca go kobieta krzyczała „chcemy zdrowia, nie zdrowasiek” Rudnik i towarzyszący mu mężczyźni krzyczeli „Hitlerjugend”. Radny wdał się również w dyskusję z manifestującymi kobietami, mówiąc że "Wasze zdanie nas nie interesuje", "Jak nie chcesz mieć dzieci, to nie musisz. Nie jesteś wiatropylna", z kolei do jednego z mężczyzn stojących przy wejściu do kościoła powiedział: "Nie dyskutuj z nimi, bo mają wyprany mózg". Na filmie na zarejestrowano jedno wulgarne hasło podczas marszu ( je pominęła) :Za to ofiarą aktu wandalizmu padł Kościół Bogarodzicy Dziewicy Matki na olsztyńskich Jarotach. Nieznani sprawcy namalowali wulgarne hasło na ścianie obok drzwi wejściowych kościoła. Podobne hasła i akty wandalizmu przejawiały się w innych miastach, Krakowie czy Warszawie. Wandale napisali na ścianie kościoła „J#b** PiS!”. Parafia zawiadomiła policję. Napis został już usunięty.
kto wiatr sieje zbiera burzę